Donald von Trumpf tak docenia ważność Polski dla Ameryki, że do roli ambasadora USA w RP zaangażował swoją przyjaciółkę, Georgette Mosbacher. Jest to pani, która posiada zerowe doświadczenie dyplomatyczne i być może nawet nie wie dokładnie, gdzie jest Polska. W przeszłości wyraziła chęć zostania panią ambasador gdzieś w zachodniej Europie, np. we Francji, ale nic z tego nie wyszło.
Georgette, która w swoim mieszkaniu na Manhattanie często podejmuje na przyjęciach ważnych republikanów, znana jest między innymi z tego, że ma niewyparzoną gębę, czyli często klnie jak szewc, a różni ludzie nazywają ją „Panią Huragan”. Jest to ważna umiejętność, która z pewnością pozwoli jej na nawiązanie bliskich kontaktów z najwyższymi eszelonami obecnej władzy w Polsce. Z drugiej strony pani Mosbacher była trzy razy zamężna, a zatem trudno jej będzie nawiązać komitywę ze zwiędłym, wiecznym kawalerem z Żoliborza. W każdym razie jej nominacja na ambasadora w RP wznosi stosunki polsko-amerykańskie na nowe wyżyny absurdu, tak potrzebnego w polskiej polityce międzynarodowej.
Gallus Anonymus Americanus