Brytyjski tygodnik „The Economist”, teoretycznie poważany na całym świecie, ale znajdujący się w częściowym posiadaniu rodziny brytyjskich bankierów wyznania mojżeszowego (Rotschildów), co oczywiście wyklucza jego obiektywizm w stosunku do polskich władz i ich szlachetnych intencji, opublikował swój doroczny „indeks demokracji”, czyli klasyfikację ponad 160 krajów pod względem solidności demokratycznycyh swobód oraz prawidłowego funkcjonowania rządu i instytucji publicznych. Wszystkie kraje podzielone są na takie grupy:
Do grupy „pełnych” demokracji zalicza się tylko 20 krajów. Stawkę na pierwszej pozycji otwiera Norwegia, a kończą ją Stany Zjednoczone. Polska należy do tzw. „demokracji wadliwych”, czyli w taki czy inny sposób spieprzonych. Niestety „The Economist” wydaje się być zdania, iż w Polsce tempo spieprzania demokracji postępuje szybko i skutecznie. Pisizacja dała krajowi spadek o osiem pozycji, na miejsce 48:
Wyprzedzamy na tej liście mężnie Indonezję i Argentynę, ale pewne straty mamy do takich twierdz demokracji jak Trynidad, Bułgaria oraz Panama.
Problem w tym, że Angole znowu nie wiedzą, o czym mówią, gdyż zakładają naiwnie, iż celem Jarkolissimusa jest pnięcie się w tej klasyfikacji w górę. Co za durnie! Obecna ekipa nad Wisłą robi co może, by jak najszybciej sprowadzić Polskę do ogólnej noty za demokrację tuż poniżej poziomu 4,00, czyli na miejsce 117, tuż za Armenią i Irakiem, ale przed Mauretanią, Algierią i Haiti.
Proces partolenia demokracji jest wprawdzie trudny i wymaga wielu poświęceń, ale Jarek wierzy, iż jego sprawny zespół jest w stanie odnieść sukces. Wprawdzie do noty 1,08, posiadanej przez zajmującą ostatnie miejsce na liście Koreą Północną, nadal będzie nam jeszcze daleko, ale od czegoś trzeba przecież zacząć.
Gallus Anonymus Americanus
Nie tak szybko z tymi ocenami. PiS odpowiada tylko za koncowke roku 2015, czyli ze spadek o osiem miejsc jest tez zasluga poprzednich palantow u steru.
Palantów nigdy nie zabraknie. Tyle że ci obecni są dość groźni.