Organizacja ratingowa Standard & Poor obniżyła ocenę kredytową Polski, co zapewne ma pewien związek z faktem, iż polska demokracja została zdrowo nadszarpnięta przez nowe polskie władze. Jednak minister finansów, Paweł Szałamacha, wcale się takimi głupotami nie przejmuje i twierdzi, że S&P popełniła błąd i wkrótce wycofa podjętą przez siebie decyzję.
Ja nie wiem, co pan minister ma na myśli, ale uważam, że posiada tylko dwie opcje do dyspozycji. Po pierwsze, polskie służby specjalne mogą dokonać w środku nocy rajdu na siedzibę S&P, obić komu trzeba mordy, wyrzucić szefa na zbity pysk i zainstalować własnego, bardziej przychylnego „dobrej zmianie”. Problem jednak w tym, że S&P nie działa na polskim terytorium, tak że wspomniany atak doprowadziłby do międzynarodowego ambarasu.
W związku z tym o wiele lepsza i prostsza jest druga opcja. Premier może powołać do życia rodzimą agencję ratingową, którą pan prezydent Duda natychmiast uzna i podpisze, co trzeba. Agencja ta może się zwać Syf i Pic, tak by skrót był ten sam. Polska S&P oceniać będzie kredytową sytuację wyłącznie Polski, zgodnie z wytycznymi rządu, a zatem zawsze ocena ta będzie AAA, czyli idealna. I problem rozwiązany. Zresztą nie tylko ten.
Ulży zapewnie też znacznie szyldowi intektualnemu i stylistycznemu PiS-u, Krystynie Pawłowicz, która w serwisie Twitter raczyła wyrazić pogląd, iż „prywatna firma ratingowa S&P, w interesie międzynarodowego i polskiego przegranego w wyborach lewactwa, przyłączyła się do wojny gospodarczej przeciwko Polsce”. I jeszcze, że PO „po trupie Polski i szkodach Polaków chce odzyskać władzę przy pomocy bagnetów lewackiej międzynarodówki”.
Jak by powiedzieli Amerykanie, holy shit! Strzał z grubej rury, któraż to gruba rura jest cechą charakterystyczną całokształtu działalności politycznej posłanki Pawłowicz. Zagraniczny S&P będzie sobie mógł nadal ostrzyć swoje lewackie bagnety, podczas gdy agencja Syf & Pic stać będzie na straży dobrego imienia polskiej gospodarki. No i będzie sukces!
Gallus Aonymus Americanus